STOPKA

Właściciel - Henryk Podczaski
Rok założ. 2006.
Kontakt - bishen@wp.pl

Strona genealogiczna w sieci
Genealogii Polskiej


LICZBA WIZYT

Darmowy licznik odwiedzin







Historie

» Pokaż wszystko     «cofnij «1 ... 2 3 4 5 6 7 8 dalej»     » Pokaz slajdów

SEKRET TARASU



Henryk Podczaski

SEKRET TARASU

 

Dzwonek telefonu wczesną wiosną 1990 roku i słowa brata Mietka odebrałem z nieprzyjemnym ukłuciem w okolicy serca:
- „Słuchaj! Wiesz... betonowałem posadzkę pod tarasem. I wyobraź sobie, w ziemi którą robotnicy wywieźli z pogłębianego pomieszczenia, znalazłem jakieś strzępy tkaniny.
Chyba to są resztki s z t a n d a r u, którego kiedyś szukałeś!”

      Dlaczego właśnie tak to zabolało? ... Grzech zaniechania, który popełniłem kilkadziesiąt lat temu przypomniał się teraz niemiłym ukłuciem..., a może to wyrzuty sumienia, że przed laty pokpiłem sprawę.
Mój rodzinny dom
Tak, miałem wtedy trzynaście, może czternaście lat. Co wtedy się zdarzyło? Cofnijmy się do początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku.
W moim rodzinnym domu na Śliwicach w Warszawie buszując, jak to mały chłopak, w pomieszczeniu pod tarasem znajdowałem różne dziwne „skarby”. A to wydłubywane z ziemi pokryte patyną mosiężne gwoździe z gwiaździstymi główkami, a to jakaś owalna wygięta blaszka z wygrawerowanymi cyframi czy literami i w końcu zardzewiały korpus pistoletu wojskowego.
      Zwykle pod tarasem rodzice trzymali węgiel, drewno na rozpałkę do pieców i wszelkie niepotrzebne rupiecie jakich jest zawsze pełno w gospodarstwie domowym.
       A tu nagle znajduję po kątach na ziemi takie niezwykłe przedmioty.
Podzieliłem się tymi odkryciami z ojcem. Mocno zaskoczony wyjaśnił mi skąd prawdopodobnie tam się znalazły. Otóż dziadek mój Stanisław, przed śmiercią w 1941 roku przekazał mu taką mniej więcej informację:
     - „We wrześniu 1939 roku przed samą kapitulacją Warszawy zgłosili się do niego dwaj – trzej żołnierze z prośbą o ukrycie skrzynki (walizki) ze sztandarem i dokumentami ich pułku. Żołnierze wraz z dziadkiem zakopali ją pod tarasem naszego domu przy ul. Gersona 23. Nie chcieli, by najcenniejsze dla nich przedmioty dostały się w ręce wroga.”
     Ojciec po wojnie próbował je znaleźć - w miejscu które wskazał nieżyjący już dziadek, tj. „w końcu stosu desek”. Faktycznie pod ścianą ułożony był stos szalunkowych desek, ale skrzynki tam nie znalazł. Być może robił to niezbyt starannie przyjmując bardzo prawdopodobną wersję, którą mi wyjaśnił:
     Mianowicie.... po bezskutecznych poszukiwaniach uznał, że skrzynka podobnie, jak wiele bardziej lub mniej cennych przedmiotów ukrytych przez rodzinę, wpadła w ręce żołnierzy Armii Czerwonej stacjonujących na Śliwicach. W czasie trwania Powstania Warszawskiego, na strychu naszego domu był nawet ich punkt obserwacyjny lewego brzegu Wisły. A więc być może wykopali wtedy także sztandar.
Natomiast znajdowane przeze mnie mosiężne gwoździe i okucia wskazują na to, że być może za deskami ukryto także i drzewce sztandaru. Po ponad dziesięciu latach po zmurszałym drewnie nie pozostało nic, zachowały się tylko części metalowe.
Wszystko – „być może"! Tylko same przypuszczenia!

     Ale chłopięca wyobraźnia nie pozwalała na przyjęcie tej wersji – na pewno sztandar jest w dalszym ciągu tam ukryty! Na początku lat pięćdziesiątych wiosną, gdy pod tarasem zniknął stos węgla zużytego zimą na ogrzewanie mieszkania i zmniejszyła się ilość składowanego drewna, postanowiłem podjąć próbę znalezienia sztandaru. A nuż się uda!
     Pół dnia opróżniałem pomieszczenie wynosząc wszystkie zalegające tam rupiecie i deski. Już ta czynność nieco „podcięła” siły trzynasto-czternastolatka. Za pomocą długiego sztywnego drutu raz przy razie nakłuwałem głęboko ziemię, mając nadzieję trafienia na jakąś przeszkodę. Niestety, nic!
     Zacząłem przekopywać ziemię na głębokość ok. 0,8 m zaczynając od ściany szczytowej pomieszczenia; jeżeli bym coś ukrywał to właśnie tam! Przesuwałem się ze swym wykopem coraz bardziej ku wyjściu. Niestety po przeszukaniu 3/4-tych powierzchni i przerzuceniu kilku ton ziemi - żadnych śladów. To mogło załamać już i tak wykończonego fizycznie młodego poszukiwacza. I załamało! Przecież to niemożliwe, żeby ukrywać sztandar przy drzwiach lub na tej niewielkiej powierzchni przy wejściu – tak wtedy myślałem. Zrezygnowałem! I to był wspomniany na początku grzech zaniechania! Przypuszczam, że jeszcze dwie – trzy godziny pracy i sztandar byłby znaleziony!
A teraz, prawie czterdzieści lat później - zbutwiałe strzępy!

        Po telefonie pojechałem niezwłocznie do brata na Śliwice.
Niestety! To co znalazł w zamarzniętej ziemi to jedynie skrawki rozpadającej się czerwonej tkaniny z fragmentem napisu „1920 roku”, wyhaftowanym złotą, a właściwie teraz, po przebywaniu pół wieku w ziemi, seledynowopatynową nitką. Przeszukałem leżącą za płotem pryzmę ziemi, wygrzebując gołymi rękoma, by nie uszkodzić, jeszcze kilka fragmencików wojskowego sztandaru. Robotnicy nieświadomi niczego, zupełnie nie zachowując ostrożności, dokonali jednak strasznego dzieła zniszczenia.

       Co mogłem z tymi nieszczęsnymi strzępami sztandaru zrobić?
Pojechałem do Muzeum Wojska Polskiego i tam przekazałem je dwóm paniom, nie wzbudzając zresztą większego zainteresowania mym znaleziskiem. Otrzymałem za to podziękowanie w następującej formie:

       Po kilku miesiącach od mej wizyty w Muzeum – telefon w tej sprawie:
„Nazywam się Kazimierz Satora, jestem zastępcą dyrektora Muzeum WP. Coś niesamowitego! My tego sztandaru, którego strzępy pan znalazł, szukamy od dziesiątków lat. To sztandar 79 pułku piechoty ze Słonimia. Jaka szkoda, że wcześniej nie został odnaleziony. Niedawno wydałem książkę “Opowieści Wrześniowych Sztandarów”, w której opisuję poszukiwania m. in. tego sztandaru z całkiem innymi mylnymi informacjami.”

       Rzeczywiście, owego sztandaru poszukiwałem nie tylko ja. Szkoda, że nie trafili do naszego domu. Rezultat na pewno byłby inny. A oto jak pisze o tym pan K. Satora w swej książce:

Autor prosił mnie o spisanie i przekazanie do Muzeum notatki na temat posiadanych przeze mnie informacji związanych ze sztandarem. Chciał następne wydanie swej książki uzupełnić nowymi faktami.
.................................................................................................................................................................
       Po ponad dziesięciu latach niespodzianie otrzymałem zaproszenie od pana Satory do mieszkania na Nowolipkach. Związane było ono z ukazaniem się nowej jego książki „Na tropach wrześniowych sztandarów”. Ofiarował mi egzemplarz autorski z dedykacją:



Napisał w niej o nowych okolicznościach dotyczących sztandaru 79 pp ze Słonimia, jakie zaszły od wydania poprzedniej książki :

Cóż można dodać?
        Zastanawia mnie pewna niejasność. Uczestnik zdarzeń kpt. Wacław Małecki w swej relacji o zakopaniu sztandaru mówi o konkretnym domu przy ul. Witkiewicza 3 i nazwisku właściciela Gotowskim czy Gostomskim. Zupełnie niepodobne do nazwiska Łysakowski – mego dziadka. Mówi o zakopaniu w korytarzu piwnicy, a nie pod tarasem. Czyżby tamte tragiczne chwile wojenne i czas tak odmieniły w pamięci dawne wydarzenia? Przecież trudno byłoby wyjaśnić ewentualne przeniesienie owej skrzyni w inne miejsce. Dziadek opisując ją wspominał o maszynie do pisania, dokumentach pułku, orle zdobiącym głowicę sztandaru, o broni dowódców.... Tak też relacjonowali to świadkowie uroczystości pożegnania sztandaru 79 pp w budynku szkoły im. Lisa-Kuli. A więc z kolei te informacje są zgodne....


    Co myślę? – Żałuję, że tak mało znaleziono z owej skrzyni skrywającej wiele przedmiotów cennych dla naszej historii, dla historii Wojska Polskiego. Przypuszczam, że sekret „pułkowej” skrzyni pozostał na zawsze przykryty mgłą niejasności, tak jak na zawsze został uwięziony pod betonową posadzką śliwickiego tarasu - orzeł zdobiący sztandar 79 pułku piechoty ze Słonimia. Bo uważam, że tam pozostał.
Szkoda....



Warszawa-Marymont w marcu 2006 roku.

 


MiejsceWarszawa, ul. Gersona 23
Szerokość52.2790641
Długość21.012807500000008

» Pokaż wszystko     «cofnij «1 ... 2 3 4 5 6 7 8 dalej»     » Pokaz slajdów